Strona:Boy-Żeleński - Piekło kobiet.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgoła odmienne stanowisko niż przed kilku laty. Kwestja dojrzewa wreszcie do tego, aby ją zrozumiano. Komisja uświadamia sobie, że rzecz nie jest tak prosta, że więzienie nie goi wszystkich ran społecznych, nie załatwia wszystkich powikłań życia.
Mówię wyraźnie, że komisja uświadamia sobie... Komisja jako ciało. Bo jej członkowie tego uświadomienia chyba nie potrzebowali. Byłoby nie do pomyślenia, aby rzecz, na którą ma jasny pogląd każdy prawnik, była obca jedynie tym, których, z pośród najświatlejszych, powołano do tworzenia praw. Nie, tego nie można przypuszczać. Każdy z nich, jako człowiek prywatny, wie co o tem myśleć; wie, że paragraf, który wprowadza, jest zarazem i bezsilny i morderczy; ale jako kodyfikator zamyka oczy na to, co wie jako człowiek; staje się przedstawicielem obłudy i małoduszności społeczeństwa. Jeden z wybitnych adwokatów mówił mi wręcz: „Jako człowiek, jako prawnik i jako obywatel, jestem przeciw karalności; ale gdybym był prawodawcą, głosowałbym za utrzymaniem kary. Opinja nie dojrzała do tego liberalizmu. Toleruje i praktykuje czyn, ale nie chce sankcjonować go ustawą“. Tak więc opinja oddziaływa na prawodawcę, prawodawca podtrzymuje opinję: Qui trompe-t-on? jak pyta Bazyljo w Cyruliku sewilskim. A życie idzie swoim trybem. Podobnie oświadczył mi jeden z członków komisji kodyfikacyjnej: „Nie jest naszą rolą wyprzedzać opinję, a opinja się w tej mierze nie wypowiedziała“; mówił zachęcając mnie do do przeprowadzenia dyskusji na ten temat w prasie. I tem się dzieje, że ci światli i uczciwi ludzie głosują za utrzymaniem paragrafu, co do którego wiedzą że jest bez-