Strona:Boy-Żeleński - Piekło kobiet.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wli, która okazałaby się może zmurszałą, rutyna myśli... A wszystko to pokrywa swoim płaszczem obłuda społeczna...
Uczynić biedną dziewczynę matką, pozbawić ją pracy dlatego że się spodziewa macierzyństwa, kopnąć ją z pogardą, zrzucić na nią cały ciężar błędu i jego skutków, i zagrozić jej latami więzienia, jeżeli, oszalała rozpaczą, chce się od tego zbyt ciężkiego na jej siły brzemienia uwolnić, — oto filozofja praw, które, aż nadto znać, były przez mężczyzn pisane! Głosić wzniosłe teorje o „prawie płodu do życia“, znów grozić matce więzieniem w imię praw tego płodu, ale równocześnie nie troszczyć się o to, aby nosicielka tego płodu miała co do ust włożyć... I rzecz szczególna, ten sam płód, nad którym trzęsą się ustawodawcy póki jest w łonie matki, w godzinę po urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej, może zginąć pod mostem z zimna, gdy matka — którą jej „święte“ macierzyństwo czyni nieraz wyrzutkiem społeczeństwa — nie ma dachu nad głową.
Ale nie trzeba szukać aż tak jaskrawych przykładów. Ileż zmieniło się w świecie od czasu gdy tworzyły się te pojęcia prawne! Kobieta stała się równowartościowym obywatelem, zajęła miejsce we wszystkich dziedzinach, u wszystkich warsztatów pracy; nieograniczone macierzyństwo nie jest już, nie może być ideałem. Zmieniły się warunki życia. Zmienił się i stan medycyny. Przerywanie ciąży stało się faktem potocznym wcale nietylko w wypadkach wyjątkowych życiowych katastrof; stało się faktem częstym w życiu małżeńskiem, praktykuje je niejedna pani sędzina, niejedna pani prokuratorowa... Ba, sam członek komisji kodyfikacyjnej, w tym samym dniu w którym uchwala straszliwe kary