Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Okoliczności jednak stawały się coraz trudniejsze, nie dość że się wszystko rwało w rękach, to najgorszem było brak wszelkiej wiadomości od mego naczelnika. Kuryera po kuryerze wysyłałem, lecz ani ich, ani odpowiedzi nie było, a po aresztowaniu pani Wiśniewskiej w okolicach Lublina, nie było żadnej „kuryerki“. Tymczasem wieści się rozeszły o aresztowaniu członków „Rządu Narodowego”, wywołując ogólne przygnębienie a we mnie zwątpienie i straszne znużenie.
Kilka ostatnich dni, oczekując na wiadomości, przepędziłem jeszcze w Biskupiu, niedaleko samej rogatki Lublina, w domu państwa Paderewskich gdzie zwykle kozaków wódką przyjmowałem. Zrobiłem stamtąd jeszcze jedną wycieczkę w północną część powiatu lubelskiego, lecz mię tu spotkał zły „omen“.
Było to we wsi Niemce, jechałem między opłotkami, po błocie, noga za nogą, gdy na zakręcie spostrzegłem Moskali zbliżających się ku mnie. W jednej chwili pakiecik, zawierający pieczęcie dwóch powiatów i blankiety komisarza pełnomocnego, znalazł się za płotem w kupie śniegu, czego dzięki Bogu Moskale nie spostrzegli.
Zimna krew, i dobra wymowa moskiewska ocaliły mnie, ale po moje pieczęcie nie miałem już ochoty wracać, aby je odkopywać z śniegu. Przypadek ten skłonił mnie do odwrotu, do usunięcia się z kraju, gdzie uważałem, że już nic dobrego zrobić nie mogę.
Wróciłem więc do Biskupia, aby pożegnać zacnych przyjaciół a poczciwy pan Zdzisław zbadawszy że mieszek dygnitarza narodowego jest zupełnie pusty, włożył weń kilka dziesięciozłotówek z Matką Boską.
Cześć twej pamięci zacny druhu!
Z rozmaitem szczęściem dojechałem do Kszczo-