Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Biedna pani Wiśniewska, ponoś na Sybir była wysłaną, gospodyni zaś kilka miesięcy siedziała w kozie, a prawdziwy pan Wołowski grubą kontrybucyę Moskalom zapłacić musiał!
Jeżeli żyją, niech mi to wybaczą, lecz śmierć moja od tych cierpień uwolnićby ich nie była mogła.
W dwa lub trzy dni potem, nocną porą z szefem uformowanej policyi narodowej, podjechaliśmy pod ogród moszenkowski, skąd wydobyliśmy broń, okupioną kosztem tak drogim.
Przez parę tygodni potem próbowałem jeszcze borykać się z fatalnym losem, kilka razy jeszcze zdołałem wymknąć się ze szponów moskiewskich, aż party okolicznościami w śnieżnej nocy z dnia 3 na 4 maja przeszedłem granicę i w ciepłej pościeli, a gościnnym domu nieznanych mi zacnych ludzi w Narolu, zaznałem, długo nieznanego mi spoczynku.
Od wypadków tu opisanych minęło już prawie 36 lat, a zagadka psychologiczna ocalenia mego w Moszenkach, została zawsze dla mnie zagadką.
Wielu ludzi z Lublina od tego czasu widziałem, a wszyscy mi zgodnie powtarzali, że policyant Jackowski, jako renegat i służalec moskiewski powszechnie był tam znany.
Dlaczego jednak on, który wszystko poświęcił karyerze i powodzeniu, cofnał się z całą świadomością od wydania mnie na śmierć; mnie, którego zupełnie nie znał, gdy przez to mógłby był większe korzyści i nagrody osiągnąć — na to nie umiał mi nikt odpowiedzieć.
Czyż w człowieku tak nisko upadłym, za jakiego on uchodził, tliłaby jeszcze na dnie iskierka sumienia? Trudno temu wierzyć, a jednak tak być musiało, bo trudniej jeszcze uwierzyć w Walenrodyzm Jackow-