Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Temu świadectwu wójta chętnie się poczciwcy poddali, a oświadczając mi, że jestem wolny, jeden z nich dodał:
— A wsio taki, wy pawstaniec! Jej Bohu, wy pawstaniec!
Obiecał mi przytem, że jeżeli mię gdzie w oddziale powstańczym przydybie, to zastrzeli mię z własnego rewolweru!
— Zgoda — odrzekłem — jeżeli ja Was uprzedzić nie zdołam!
Najadłszy się, napiwszy, „latający oddział“ moskiewski wymaszerował już dobrze po południu.
Ocalony więc znowu byłem, dzięki prawdziwemu poświęceniu panny Julii, a przytomności umysłu wszystkich, począwszy od drobnych dzieciaczków. Wszystko to zaś urządziła panna J., która wobec niebezpieczeństwa i przy oryginalnej scenie w jej pokoju, miała na tyle przytomności, by mię zapytać na czyje imię mam paszport!
Naturalnie że dzieci były nauczone, a panu Ligoskiemu przez posłańca dano znać, że jest tu także p. Andrzej Podgórski z Gruszki.
Po naradzie uznaliśmy jednogłośnie, że nie należy tego dnia puszczać się w podróż i dlatego na noc w Białowodach zostałem.
Byliśmy po kolacyi, a po wzruszeniach dnia mieliśmy zamiar udać się na spoczynek, gdy naraz zahuczało na dworze, a służba wpadła z okrzykiem „Moskale!“
Dzięki Bogu, byli to nasi znajomi z nocy poprzedniej. Tak im się widać tam podobało, że postanowili znowu zabawić się z nami.
Gdy weszli dwaj praporszczykowie, nie mogli wstrzymać okrzyku, widząc mię: