Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z wielkiem niedowierzaniem na mnie chwilę popatrzyli i zaraz udali się do salonu, aby tam zrobić rewizyę.
Nic tam nie znaleźli, ani w pokoju panienki, ale moja burka ich zaintrygowała.
— Wy wsio taki, pawstaniec, pan! — i zaaresztowali mnie, zatrzymując pod swoją strażą.
Gościnnością i uprzejmością starano się zwalczyć młodzików, a panienka, traktując mnie jako przyszłego swego dozgonnego przyjaciela pięknemi oczami starała się zahypnotyzować dzikusów.
Graliśmy więc na fortepianie, śpiewali chórem „Boże, coś Polskę“ i „Boże cara chrani“, a już co ciekawsze, to powstańczą piosnkę na nutę „A u naszej popadi!“ popijając przytem herbatę z rumem.
Oficerom serca miękły, prowadzili ze mną długie rozprawy, ściskali za ręce i wyrażali żal, że mnie muszą aresztować, bo:
— Wsio taki, wy pawstaniec!
Dnieć zaczynało, gdy wprowadzono do salonu dwa dzieciaczki, chłopczyka i dziewczynkę od trzech do pięciu lat mające. Rzuciły mi się na szyję, obsypując pieszczotami i całusami na powitanie „wujaszka Jędrusia”.
Tu zawahali się młokosy moskiewscy i zdecydowali, aby posłać po wójta, aby on skonstatował, kto ja jestem.
Tymczasem zasiedliśmy z nimi do preferansa, a moja narzeczona, pozwalając im wygrywać, jakoteż gospodarz nalewający to wódki, to wina, wprowadzili paniczyków w złoty humor.
Około dziesiątej nadjechał wójt oczekiwany i o dziwo, poznałem we wchodzącym wczorajszego znajomego pana Ligoskiego, który rzucając mi się w objęcia, nazwał mię swym kochanym Andrzejem“, a o całą rodziną Podgórskich czule się wypytywał.