Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Państwo Śl. młodzi oboje, gościnnie i uprzejmie mię przyjęli, a dowiedziawszy się o celu mego przybycia, dalszy wyjazd pod jakimś pretesktem do jutra odłożyli. — Znalazło się tam jeszcze dwóch młodych ludzi, a czas na gawędce i opowiadaniu nowin krakowskich zeszedł. — Uważałem tylko, że na punkcie objaśnień organizacyjnych, wszyscy ci państwo byli bardzo ostrożni.
Nazajutrz znaleziono znowu jakiś pretekst w ruchach moskiewskich, czy coś podobnego, aby mój wyjazd odłożyć, a ostrożność poprzednia względem mnie, w prawdziwe niedowierzanie się zmieniła. — Zauważyłem półsłówka tajemniczo na ucho sobie powtarzane, a położenie moje coraz przykrzejsze się stawało. — Gdy wspomnę o potrzebie wyjazdu, — to mi powiadają, że drogi niebezpieczne, że dla pewności, ci dwaj młodzi panowie mają mię odprowadzić.. ale... ale... zawsze jeszcze coś na przeszkodzie stało.
Tak nadszedł i wieczór a na moje nastawanie, wyjazd z pewnością nazajutrz obiecano. — Gospodarstwo stawali się coraz chłodniejsi dla mnie, a ja przyczyny tego nic a nic nie rozumiałem.
Nadszedł i ranek przeznaczony do wyjazdu. — Z chmurną, zafrasowaną panią domu siedziałem przy kawie, a starając się o ile możności podtrzymać rwącą się rozmowę, przerzucałem machinalnie album z fotografiami, jaki mi się nawinął pod rękę. — Naraz spostrzegłszy fotografię jednego z mych petersburskich kolegów, zawołałem:
— Czy Stanisław Przewuski jest państwu znanym? — gdzie on jest? — co się z nim dzieje?
Oblicze pani domu nagle się rozjaśniło i rzekła z radosnym uśmiechem.