Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tomności swojej, zdawał się tego nie odczuwać. Zabrano się więc do odjęcia ręki niżej łokcia, gdy chory w gorączkowem podnieceniu krzyknął, zerwał się i oczy szeroko otworzył.
Zrozumiał odrazu swoje położenie, lecz nie ból i cierpienie ów krzyk mu wyrwały z piersi, tylko widok stojącego na straży żołdaka
— Precz z tym zbójem moskalem, bo mu tym kubkiem rozbiję głowę!.... (autentyczne).
Żołnierza cofnięto, a chory padł bez zmysłów, pod wpływem chustki chloroformowanej, którą mu na głowę zarzucono.
Dziwne są wyroki losu! Nie umiera człowiek wtedy kiedy chce, lub kiedy, według naszego ludzkiego sądu, należałoby mu się umrzeć.
U niektórych ludów starożytnych, a nawet podobno do dziś dnia u Chińczyków, prawo dozwala społeczeństwu pozbywania się z pomiędzy siebie jednostek słabych, lub niedołężnych. To jest nieludzkiem i barbarzyńskiem bez zaprzeczenia.
Ale czyż w niektórych razach nie jest również nieludzkiem, zachować życie, podtrzymywać ulatujące istnienie jednostki, z całą świadomością, że tak ocalonemu osobnikowi gotuje s1ę tylko jedną nieustającą mękę, na resztkę jego nędznego żywota??...
Może to i tak jest, ale pojęcia cywilizacyi i etyka chrześcijańska zobowiązują sumienie, do użycia wszelkich środków ratunku!...
I tym razem, choć bez nadziei w powodzenie, sztuka lekarska spełniła swój obowiązek, zostawiając na łożu boleści resztki człowieka, obandażowane i poobwijane, jak mumia, a pogrążone w ciężkiej gorączce. Zdawało się, iż lada chwila duch z tych nie-