Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czengery, jako kacyk moskiewski i katolik, usilnie pracował nad przełamaniem tej żałoby, sprowadzał dziadów do kościoła lub pod figurę św. Tekli na rynku i zapłaciwszy ich, śpiewał z nimi pieśni kościelne.
To go jednak nie zadawalniało i wielce irytowało.
Usposobienie to wyzyskać umiał przebiegły Eisenberg, skłaniając moją matkę i panią Sierhiejewicz aby poszły za mną prosić pana generała.
Po kilku bezskutecznych próbach stanęło na tem, że Czengery wypuści mię na wolność za gwarancyą 6000 rs., poręczoną przez ludzi posiadających, a matka moja i p. S. dobiorą sobie liczniejsze towarzystwo i przed ową figurą publicznie śpiewać będą pieśni kościelne.
Ja w więzieniu nic o tem nie wiedziałem, gdy któregoś dnia w końcu sierpnia zjawia się oficer służbowy, polecając mi, abym się zabierał z rzeczami, a gdy objaśnił że mam być wolny, koledzy mię z radości Wyściskali, i zwyczajem więziennym dali mi trzy baty, abym więcej tamże nie ważył się wracać.
Pożegnawszy więc brata, wyszedłem, a w przedsionku kryminału mogłem uściskać matkę i ucałować ręce nieznanej mi pani Sierhiejewicz.
Rodzinna uczta czekała nas u siostry, gdzie po wypiciu mego zdrowia pan S. zauważył, iż wypada podziękować generałowi i jak najprędzej z Kielc się usunąć.
Jak się okazało, ta grzeczność była zbyteczną, tem bardziej, że panie nie miały zamiaru wykonać drugiej części umowy, a pan i jego sąsiad Krosnowski wiedzieli dobrze, że czy w ten, czy w inny sposób 6000 rs. zapłacić muszą.
Karetą czterokonną zajechaliśmy przed odwach