Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed domem mej matki opadnięty przez tłum, który z przyczyny jego orderów i wymowy litewskiej miał go za moskala, a może i za szpiega, był dzięki interwencyi mej matki ukryty i co najmniej od zniewagi ocalony w r. 1861.
Pan S. zajął się mną serdecznie a utorowawszy sobie drogę do serca pułkownika Zwierowa kilku baryłkami „litewskiej starki“, przeprowadził zgrabnie z nim pertraktacye, iż za cenę 3000 rs. miałem być wypuszczony na wolność.
Zanim jednak to nastąpiło i ja o tem od mej opiekunki dowiedziałem się, byłem bardzo boleśnie dotknięty karteczką, którą mi ona wręczyła, a zawierającą te słowa tylko: „Giń, a milcz!“
Podejrzywano mię więc 0 zdolność do zdrady!!..

· · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Lecz i to się zatarło, gdym uściskał matkę i rodzeństwo a dowiedział się, jak ludzie dla mnie pracują.
Uwolnienie moje było zapewnione, gdy nagle nadeszła wiadomość, że generał Czengery nadjeżdża. Wszystko się zatrzymało!
I rzeczywiście nazajutrz Czengery w towarzystwie Zwierowa odwiedzili nas na naszym barłogu.
Pan generał prawie nie zwrócił uwagi na innych a tylko ciągle i wyłącznie przez jakie pół godziny mną się zajmował. Potoki obelżywych wyrazów po polsku i po moskiewsku wylewały się z ust jego. Zarzucał on mi czarną niewdzięczność względem cara, w stolicy którego uniwersytet ukończyłem, a wyrazy: „tacy smarkacze, naczelnicy, komisarze“, mięszały się z czasownikami: „powieszę, powieszę, powiesić każę“ itp.
Na końcu polecił Zwierowowi, aby mię wysłał do Kielc wraz z pierwszym transportem, a on mnie tam na rynku, wraz z bratem moim, powiesić każe!