Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z tem wszystkiem osób było mnóstwo, choć w każdym razie więcej drzew i trawy. W Saskim ogrodzie trafia się czasami inaczej, ale i cóż to szkodzi? Namioty na właściwych miejscach stoją, co robi niejaką nadzieję, że jeżeli w przyszłą niedzielę deszcz fantów nie zmoczy, wówczas mieć będziemy rzeczywistą loteryę, z barankami, fajerwerkami, kagankami i wszelkiemi ich następstwami.
Zauważyliśmy też przy wejściu dwa kamienne lwy czy wyżły, pilnujące zapewne tego, aby z głównej alei nie uciekły leżące tam kupy śmieci. No, ale i to bagatela! Da Pan Bóg deszczyk z grzmotami w ciągu tygodnia, to i śmiecie się uregulują, a może z pośród nich i jakiś się fancik wybierze.
Przy zwiedzaniu pragskiego parku przyszedł nam na myśl godny uwagi projekt. Mają tam podobno założyć Ogród Zoologiczny, otóż czyby nie było dobrem trzymać w nim tylko zwierzęta wodne np. żaby, krokodyle, wydry i inne potwory, nie licząc berliniarzy? Bo jeżeli, czego Boże nie dopuść trafi się wylew, to krokodyl da sobie radę, ale z niedźwiedziami, kogutami i innem ptactwem może być kuso.
Nr 3208.„Wiersz z albumu.“
(Pyszny kokos! Dał mi go jeszcze wyższy brat tego wysokiego, co to w ciągu jednej nocy napisał komedyę wierszem p. t. Czterej konkurenci, a na drugi dzień rano, odczytawszy ją, przyznał sam, że nigdy nic głupszego nie zdarzyło mu się