Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że nierozumiem powodu, dla którego miałbym się wyrzekać tej niewinnej przyjemności. A ponieważ nie tylko ja, ale nawet ty, ukształcony czytelniku, również nic w tej materyi nie rozumiesz, więc zaczynam.
Pan wyobrażasz sobie, że począwszy od niniejszej, a skończywszy na ostatniej strofce, będę może opłakiwał brak letnich mieszkań w okolicach Warszawy, lub co gorsze, posunę się do robienia bezwstydnych wymówek „Obserwatoryum Astronomicznemu,“ za to, że mamy dnie zbyt gorące? A może pan sądzisz, że będę przypominał nie umiejącym czytać blacharzom i mularzom, aby ci, przez wzgląd na honor miejscowych kapeluszników i parasolników, nie spadali z drabin lub dachów na cylindry przechodzących mężczyzn, lub na parasolki przesuwającej się płci pięknej?... Także nie! A może mniemasz pan, że po raz dziesiąty w życiu, z wysokości publicznej kazalnicy przemawiać będę do ogonów sukien damskich, aby mniej robiły kurzawy, lub do samychże dam, aby ogony skróciły?... Znowu nie! Praktyka bowiem dziennikarska nauczyła mię, że odwoływanie się do względności ogonów wydaje takie same rezultaty, jak n. p. poleganie na zdrowym rozsądku pewnego Kuryera.
Cóż mi zatem pozostaje do pisania?
O i bardzo wiele! Naprzód bowiem prawie sam włazi mi pod pióro, projekt nowego systemu polewania ulic, zasadzający się na tem, aby każda dorożka, każdy omnibus, ba! każdy nawet powóz prywatny, dźwigał pod kozłem naczynie pełne wo-