Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w lewej kieszeni jego paletota są jednocześnie dwie ręce, a następnie domyśla się, że owa druga ręka nie była jego własnością. Zajście kończy się bardzo spokojnie, niżej bowiem podpisany ma wprawdzie pełne kieszenie, ale tylko własnych rękopismów.
Machiny rozweselające są w ruchu. Teraz dopiero zauważyłem, że karuzele kręcą się od zachodu na wschód, to jest w kierunku obrotu ziemi naokoło osi. Sądzę, że karuzele te musiały być poprzednio na Placu Ujazdowskim i tam, dzięki sąsiedztwu Obserwatoryum Astronomicznego, przesiąknąć ideami, zgodnemi z postępem nauki.
Młyny dyabelskie cieszą się zawsze względami szanownej publiczności. I nic naturalniejszego: kurs bowiem kosztuje tylko trzy kopiejki, a bardzo często wywołuje następstwa dziesięciorublowych obiadów z winem „we wszystkich gatunkach.“
Z rzeczy przeznaczonych dla umysłu, oprócz bawara i innych tronków krajowych spotkaliśmy tylko panoramę pod tytułem: „36 przedstawień Mikroskopowych naturalnej wielkości Paryża, Aglia, Ameryka, Rżym, Madryt, Mec i wojny, Góry Moża, Synagoga w Berlinie i wiele innych.“
Około bryczki, przypominającej równie dobrze gnojownice, jak wóz do rozwożenia piwa, spoczywało grono osób płci obojej, zajętych grą w cetno i licho o karmelki z żydkiem, którego fizyognomii nie śmiałbym nazywać dobroduszną. Nie wiem, czy blizkiemu sąsiedztwu z wodą zdrojową, czy też zbyt świeżemu powietrzu przypisać należy tą okoliczność, że (o ile się zdawało), ani w jednej z wymienionych