Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sza, a ja jej kronikarzem — o tem zdaje się wszyscy już wiedzą. Ale o tem, że p. R. jest najznakomitszym filantropem w Kaliszu, dowie się świat dziś dopiero.
Filantropia p. R. należy do tych, które nie szukają rozgłosu — jeżeli zaś chcecie wiedzieć jaką jest, to posłuchajcie.
Wiadomo, ile nieszczęść spada na kraj z tego tylko powodu, że w nim masa dzieci nie ma odpowiedniego dozoru. Otóż, zapobiegając złemu, p. R. w salach swego zakładu zgromadza dziatki od 8-12 lat na godzin 14, t. j. na cały czas nieobecności ich rodziców.
Nie dość na tem, p. R. nie poprzestaje na prostej gościnności, ale posuwa się krok dalej i niewinnym dziatkom, jak również dozorującym je kobietom, ofiarowuje od 15 do 17 i pół kop. dziennie, aby miało z czego wyżyć biedactwo!
Wychodząc jednak z zasady, że praca jest najpiękniejszym sposobem przepędzenia czasu, p. R. pozwala dziatkom i dozorującym je kobietom sortować wełnę do swej fabryki, co przedstawia korzyść potrójną. Naprzód bowiem sortowanie wełny umożliwia produkcyę sukna, powtóre wyrabia zręczność w palcach i bystrość w poglądach, a potrzecie, dzieci i kobiety, przez zetknięcie z wełną, robią się tak niewinnemi, jak cienkorune owieczki. Na nieszczęście poglądy p. J. na filantropię p. R. muszą się różnić cokolwiek od moich, to bowiem, co ja uważam za dobroczynność, p. J. nazywa wyzyskiwaniem, a co gorsza, przypomina jakieś prze-