Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

torowie snu na świeżem powietrzu. Otóż odkładając na bok kwestyę świeżości powietrza w Warszawie, przypominamy ukształconym czytelnikom, że zgodnie z wolą Bożą i zasadami chemii nowoczesnej, powietrze obowiązane jest składać się — przeważnie z tlenu i azotu i że co idzie za tem, kurz, jaki podnoszą ogony sukien damskich w Saskim ogrodzie, jest dodatkiem równie kosztownym jak i bezużytecznym.
Powiedzieliśmy kosztownym, ponieważ dla wzniecenia go każda osoba płci żeńskiej dokupywać musi umyślnie na ten cel kilka łokci materyi, dla której najzupełniej obojętnem jest, czy zostanie zjedzoną przez móle, czy też wytartą o bruki miejskie, lub ulice ogrodów. Nazwaliśmy kurz dodatkiem nieużytecznym, ponieważ ludzie i bez niego tracą w Warszawie oczy i umierają na suchoty, częściej, niż w jakiemkolwiek innem mieście.
Z tych powodów nie rozumiemy, dlaczegoby ponętne panie nasze, tytułem próby, nie mogły n. p. na rok bieżący poskracać swoich ogonów, za pomocą których chcą zamienić ogród na salę balową, a w istocie zamieniają na coś środkującego między stodołą i rajtszulą. Długi ogon wprawdzie, dla znających teorye komentatorów nieszczęśliwego Darwina, może być symbolem postępu i radykalizmu, dziś jednak wydaje się anachronizmem, choćby dlatego, że Cesarsko-Niemieckie demokratki i komunistki nie za pomocą ogonów, ale za pomocą czerwonych krawatów wyróżniają się od niepostępowych kobiet.