Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wilka się nie bój, bo przed wilkiem na drzewo wskoczysz; lwa także się nie bój, bo... bo u nas lwów niema. Ale drżyj, gdy wejdziesz do salonu, w którym zobaczysz takie lampy przyćmione, nizkie taborety, wysokie stołeczki pod nogi, w oknach kwiaty jak w ogrodzie, a w całem mieszkaniu zapach, śmiechy i kobiety...
Kobiet się strzeż!... bo szatan chcąc skusić nawet pustelnika, przedzierzga się w kobietę, albo czepia się fałdów jej sukni... Salonów się strzeż!... bo to czeluść piekielna...
W tej chwili przed pałac zajechała kareta i z kozła zeskoczył lokaj w takiej szubie, że z niej dla mnie i wujaszka całe ubranie wykroićby można. Potem otworzył drzwiczki i wysadził z nich damę w białej chusteczce na głowie, długim burnusie i w tylu sukniach, że wyglądała jak obłok, trochę do tulipana podobny... Chwiejąc się, opadła na ziemię lekko jak puch, który wiatr z objęć swych wypuszcza; naprawdę jednak musiała mieć nóżki do chodzenia, bo lokaj odkładał przecież stopnie karety.
— Czeluść piekielna!... — szeptał wujek, patrząc na różowe okno i wygrażając mu grubym kijem. A mnie taka wtedy odwaga napadła, żebym się był rzucił w tę czeluść piekielną i nawet bym się nie przeżegnał!
— Wujek był tam kiedy?... — spytałem.
Nie odpowiedział mi nic i dopiero po chwili odezwał się gniewnie: