Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On. Maseczko, która masz szpicrózgę w ręku, dlaczego konia nie przyprowadziłaś ze sobą?...
W Tivoli odpowiedzianoby:
— Dlatego, że miałam nadzieję ciebie spotkać.
W Kielcach jednak istnieje poszanowanie osobistości i dlatego znajdujemy następną odpowiedź:
Ona. Dlatego, że spodziewałam się tu znaleźć niejednego osła!
Ponieważ apostolskie wierzchowce głównie przebywają w klimacie cieplejszym, wnosićby można, że na maskaradzie kieleckiej pomimo: „wszelkich cech zabawy przyzwoitej,“ panować musiała wysoka temperatura.
W Janowie (jedź w górę Wisły aż do Zawichosta, potem na prawo, przez Zaklików), otóż w Janowie, okolicy dzikiej, piaszczystej, lesistej, w której na jednę milę kwadratową przypada jeden egzemplarz Wieku i trzy wilki tuczone na burmistrzach — maskarad nie znają.
Damy noszą tam jeszcze krynoliny, a mężczyźni do dziś dnia zakładają się o to, że Bazain Metzu nie odda. Choroby panujące: księgosusz w bibliotekach, odra — między żydkami i szlachtą; ospa nie znana, a osypkę psy jedzą — gotowaną na smaku z baranich nóżek.
Otóż w Janowie demokracya bawi się w cenzorowanego (rozrywka ta praktykuje się i w warszawskim świecie literackim), warstwom zaś światlejszym znane są tańce. Jedni tańczą z natchnienia, inni — pomagają sobie wiadomościami teoretycznemi, zaciągniętemi od biłgorajskich sitarzy, którzy chodząc po całym świecie, stanowią dla swej okolicy