Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żaden nie puszcza barana,
Bojąc się zdrady kompana.
Wtem, młodszemu z nich, który
Delikatnej był natury,
Na ogonie pchła usiadła.
I jak weźmie tańcować,
Jak nie zacznie świdrować...
Także mu tem dojadła
Srodze,
Że aż wilk ukląkł na drodze
I rzecze do kamrata:
— Uczyń grzeczność dla brata!
Wypędź mi pchłę!... bo zbytkuje
Tak, że ledwie nie zwaryuję!...
— Sam wypędź! — odparł drugi — albożem twa matka,
Albo też twoja żona
Bym, dla uciechy gagatka
Pchłę miał wypędzać z ogona?...
— Zrobiłbym to — rzekł pierwszy — lecz mocno się boję,
Byś (zapomniawszy co moje i twoje)
Z baranem sam nie czmychnął.
Widząc, że mu plan odkryto:
— Milcz!... ty ośle kopyto...
Wrzasnął drugi — a pierwszy tymczasem
Puszcza z zębów barana
I, na swego kompana,
Ze strasznym wpada hałasem...
Zrobił się gwałt, kąsanie,
Okrutne szamotanie,
Coś się zakotłowało...
Aż z dwu wilków nareszcie
(Wierzcie albo nie wierzcie)