Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dlujące! raczcie być pobłażliwemi dla tych pierwocin.

BARAN I WILKI.

Kupcze! siądź i zapal fajkę,
Powiem ci bajkę.


∗                              ∗

Chodził baran po łące, —
Aż dwa wilki ze świecące-
mi oczyma, bez hałasu,
Wyłażą z poza krzaka,
Skaczą do nieboraka...
Łap!
Cap!
I na poły martwego,
Barana otyłego
Ciągną do lasu,
Chcąc w głodowej potrzebie,
Podzielić między siebie
Zgodnie owczego syna ciało,
Jak na wspólników przystało.
Nie widząc do ucieczki żadnego sposobu:
— Oj! — jęknął biedny pacyent — dadząż mi tu bobu!...
Potem, w przedśmiertnej skrusze,
Polecił niebu duszę.
A odłożywszy na bok płacz i narzekanie,
Wilcy — precz ciągną, aż pot z czoła kapie,
I, choć jeden z sił opadł, drugi miał kurcz w łapie,