Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przywłaszczyliście sobie monopol! — szeptała trzecia, druzgocząc wachlarz białemi jak śnieg rączkami.
I wnet jedne z nich włosy sobie postrzygły, — inne wystąpiły na mównicę, a jeszcze inne, nie poprzestając na szpicrózgach i binoklach, przyswoiły sobie tę część męskiego ubioru, bez której marynarka byłaby czczym frazesem.
...Wtedy Jowisz stworzył kobietę z brodą — i — zawstydziły się...
Przypatrzcież się jej piękne damy, wszakże to najwyższy wyraz emancypacyi... Fraszka — buciki lakierowane, marność — kamizelki z wyłogami, drobnostka — jeżdżenie konno po ułańsku. Broda saperska to mi grunt!...
A jednak ze strachem myślicie o niej — i — nie dziwmy się. Brodata Ewa nie skusiłaby Adama — u nóg takiejże Kleopatry nie składanoby koron. Uczuciowy Romeo nie garnąłby się do całowania Julii potrzebującej balbierza, — Desdemona z faworytami prawdopodobnie po dziś dzień klepałaby godzinki w którymś z weneckich kościołów.
Elegant, składający wizytę, gdy usłyszy wyrazy:
— Jestem nieubrana!
Drży i cofa się jak potępieniec przed ogniem, w którym radby jednak spłonąć, a przynajmniej oparzyć się. Ale jakiż mrożący efekt wywołałyby na nim słowa:
— Jestem nieogolona!...
Ach!... księżycu, słońce, kwiaty, ptaki, murawo zielona, dąbrowo rozszemrana!... i na cóżby się