Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Okropne skutki wypuszczenia marek „na bułkę!...“

∗                              ∗

Od niedzieli poczęły pływać statki parowe w górę Wisły, skutkiem czego między Warszawą i Lublinem utworzył się nowy środek komunikacyjny, tańszy i przyjemniejszy od omnibusów pocztowych.
Zaiste miła to podróż! Przed sobą i pod sobą masz mętne fale królowej rzek naszych, na lewo prawy brzeg Wisły, na prawo lewy, a nad głową lazurowe sklepienie niebieskie pełne ptaków i gwiazd...
Przez dwadzieścia cztery godzin żyjesz w towarzystwie dzielnych marynarzy, tej klasy ludzi, która na lądzie dostaje akcyznego zawrotu głowy i nienawidzi ulic miasta, na których w czasie zimy, zamiast wiosłem, bawić się musi miotłą.
Przez dwadzieścia cztery godzin łudzisz się nadzieją choroby morskiej, walki z hajami, połowu wielorybów, rozbicia, wysadzenia w powietrze...
Przez dwadzieścia cztery godzin nasycasz się słodkiem, czarującem, upajającem towarzystwem dam... Jeżeli zaś ich nie ma, wówczas drażniący szelest żagli muskanych pocałunkami wiatru i jednostajny, niespracowany klekot kół, pozwalają ci przynajmniej marzyć o nich...
Przez cały ten czas sypiasz w hamaku, żywisz się mięsem solonem, towarzyszysz kapitanowi przy obserwacyach astronomicznych dotyczących długości