Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Okoliczności tej przypisać należy następującą rozmowę:
— Cóż to, nie wychodzisz? — pytał jeden drugiego po widowisku.
— A nie! zaczekam już na balet...
Nie wszyscy jednak z równą filozofią zapatrywali się na czterogodzinną zabawę.
— Do licha! — mówił jakiś mąż z paradyzu. — Kiedy dają koncerta na przytułek dla chorych kobiet, to niechże wezmą do niego moją żonę, która się właśnie na tym koncercie rozchorowała!
— Nie przyjmą jej, panie — objaśnił go jakiś frant. — Przytułek jest dla chorych kobiet, wychodzących ze szpitala, a pańska żona jest chorą kobietą, wychodzącą z teatru.
A propos dobroczynności — Ameryka i pod tym względem zawstydziła Europę.
Włóczyło się bardzo wielu dziadów po ulicach miasta X., zbudowano więc dla nich przytułek. Że jednak do instytucyi tej nikogo wprowadzać za kołnierz nie wolno, z powodu zaś lichego pomieszczenia i „wiktu“ ochotnicy nie zgłaszali się, przytułek więc został próżny.
Poznawszy słaby punkt zakładu, który bądź co bądź należało wypełnić — praktyczni Yankesi skoczyli po rozum do głowy i urządzili przytułek z komfortem, ozdabiając go dywanami, wyściełanemi meblami i t. d.
Oczekiwania nie zawiodły ich. Nie tylko wszystkie dziady zbiegły się do przytułku, ale, co gorsza, szanowni nawet dżentlemanowie poczęli starać się w nim o „gabinety.“