Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbytek u nas niewątpliwie istnieje. Objawia się on nie tylko w postaci n. p. 400 rublowych sukien, 30 rublowych kapeluszy, 100 rublowych okryć, ale jeszcze: skłonnością do jadania ostryg w handelkach, do fundowania zbyt obfitych kolacyj, wynajmowania zbyt obszernych lokalów, kupowania zbyt drogich mebli. Kobiety w zbytku zatem przyjmują taki sam udział jak: w samobójstwach, kradzieżach, morderstwach, koncertach, powieściopisarstwie i t. d., specyalnie więc potępiane być nie powinny.
Więcej powiem: kto bliżej zna życie rodzinne, ten wie, że kobiety są wogólności bez porównania oszczędniejsze od mężczyzn i, że tysiące owych fatałaszków, zwanych „paryzkiemi kwiatami,“ „sukniami od Włodkowskiego,“ pochodzi z za Żelaznej Bramy, lub wyrabia się własnoręcznie, według wzorów Bluszczu i papierowych form z ulicy Niecałej.
Te ostatnie odkrycia, być może niedyskretne, zaszczyt jednak przynoszą kobietom naszym. Każda z nich strojnie wygląda na ulicy, po większej części dlatego, że każda ma wysoko rozwinięty gust i umie, jak to powiadają, z piasku bicz ukręcić!
Wniosek stąd jasny, a mianowicie ten, że w kwestyi zbytku nie należy zwracać się wyłącznie do kobiet i oskarżać wyłącznie kobiety, ale — całe społeczeństwo.
Gdybym nie wiedział, że pewne kółko uczciwych i nieszkodliwych safandułów płci obojej zarzuca mi gangrenowanie mowy ojczystej — wypowiedziałbym w tem miejscu parę mniej salonowych