Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cnie n. p. za 5, 6 lub 10 rubli srebrem krowę). Gdyby jednak utworzyli spółkę, sklep i jatki własne w mieście, mogliby kolejno w różnych porach roku zbywać produkta swoje po cenach najlepszych, a prócz tego, dla zachęty, sprzedawać funt mięsa o ½ lub ¼ kopiejki taniej, aniżeli rzeźnicy.
Korzyść, wypływająca z podobnej kombinacyi, jest oczywista, spółka bowiem usunęłaby zbytecznych pośredników, wytworzyłaby zbawienną konkurencyę i pozwalałaby obywatelom więcej zyskiwać na bydle, a mieszczuchom więcej oszczędzać na mięsie.
Obywatele ziemscy! załóżcie jak najśpieszniej spółkę dostawy mięsa, inaczej bowiem sami siebie sprzedać będziecie musieli do jatek.
Lecz mylisz się czytelniku, jeżeli sądzisz, że Lublin dba tylko o ciało; zajmuje się on i duchem, jak to okażemy poniżej.
P. Zbigniew Kamiński, współredaktor Kuryera Lubelskiego, kończy przekład „Logiki“ Milla i szuka na takową nakładcy.
Okoliczność ta pobudza mnie do napisania następującego dramatu (po za obrębem konkursu).
Ja. Ludu warszawski, a wiesz ty co to jest stukułka?
Lud. Rozumie się.
Ja. Ludu warszawski, a wiesz ty co to jest szpagatówka?
Lud. Naturalnie! naturalnie!...
Ja. Ludu warszawski, a czy wiesz ty co to jest kankan i watowane łydki?
Lud. Ho! ho!...