Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dytowego pleśnieją miliony, zebrane z majątków tak zwanych posiadaczy większych, z jednej strony najtęższe głowy od pięćdziesięciu lat zastanawiają się, co robić z pleśniejącymi milionami, a współcześnie z drugiej strony tak zwani posiadacze więksi pocą się w kieszeniach współobywateli naszych wyznania mojżeszowego i nadludzkim głosem błagają o jaki taki kredyt.
Cóż jest zatem prostszego na świecie, jak użycie tych funduszów na krótkoterminowe pożyczki dla obywateli ziemskich?
Aż nadto dobrze wiemy, że panowie ci nie zawsze bywają punktualni w kwestyach, dotyczących zwrotu pieniędzy i nie zawsze umieją obchodzić się z groszem. Bądź co bądź jednak stanowią bardzo ważną klasę producentów, są ludźmi złożonymi z ciała, kości i duszy i ginąć marnie nie powinni.
Stan ich dzisiejszy godzien zaiste łez Jeremiaszowych. W jesieni n. p. roku zeszłego w niektórych okolicach sprzedawali słomę za bezcen, z wiosną roku bieżącego tę samą słomę kupowali po rs. 30 (!!) za furę, a obecnie, gdy spodziewane jest ogólne podniesienie się cen zboża, sprzedają parę po rs. 5, po to, aby zebrać co się da, załatać najpilniejsze dziury w gospodarstwie i na wiosnę to samo zboże odkupić po cenie dwa lub trzy razy wyższej.
Wobec podobnego położenia wszelkie rozprawy o cywilizacyi, emancypacyi, regeneracyi i stu innych acyach na nic się nie zdadzą. Potrzeba utworzyć przedewszystkiem banki rolnicze, bez których