Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Były one trojakie, każda zaś z nich fałdami swej eterycznej sukni okrywała pewne finansowe kombinacye.
Naprzód tedy właściciel zwierzyńca wyobrażał sobie, że wszyscy obywatele ziemscy, którzy zwiedzać będą wystawę, wstąpią też i do jego zakładu dla obejrzenia a może i dla zakupienia tych osobliwych okazów, które on w instytucie swoim pielęgnował.
Powtóre pan Bartels z wielkim zapałem mówił o tem, że wkrótce otwarty zostanie zoologiczny ogród, przy którym i w którym on i jego biedni wychowańcy znajdą nareszcie spokojny a ciężko zapracowany przytułek.
Po trzecie tenże pan Bartels łudził się, że publiczność nasza weźmie nareszcie do serca sprawę jego zwierzyńca, pomoże mu i pozwoli oddać niejakie usługi krajowi przez sprowadzanie nieznanych u nas gatunków i odmian zwierząt domowych.
Wysłuchawszy opisu tych widoków na przyszłość, pożegnałem szanownego hodowcę i opuściłem skromny jego instytut z tem błogiem przeświadczeniem, że za rok najdalej Warszawa posiadać będzie coś nakształt aklimatyzacyjnego ogrodu, w którym dobry ale ciemny proletaryat jej, będzie mógł za skromną opłatą przypatrywać się, jeżeli nie lwom i słoniom, to przynajmniej lisom, wilkom, wszelkiego rodzaju rybom i innym owadom.
Zajęty przyszłością, zapomniałem nawet zapytać, po co p. B. trzyma swoje zwierzęta i czem je karmi, jeżeli nikt z publiczności nie wie o nich,