Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uwagi te przyszły nam na myśl na widok katalogu wydawniczej spółki księgarskiej. W długiej litanii dzieł i odczytów spotykamy tu Tyndalla (zwanego na prowincyi Pyndalem), „O wodzie, jej kształtach i przeobrażeniach,“ Taina „Umysł i Ciało,“ Bagehota „Przyroda i społeczeństwo,“ Schmidta „Naukę o pochodzeniu gatunków“ i t. d. i t. d. i wszystkie te dzieła leżą na półkach, czekając rychło je stamtąd zdejmie jakaś litościwa ręka i użyje... na makulaturę!
O modo! o modo!
Jakkolwiek doświadczenie nauczyło nas, że trudno jest płynąć przeciw gustowi opinii, mimo to nie możemy się powstrzymać od następującego wykrzyknika, skierowanego ku tym, którym mózg jeszcze nie skostniał:
Panowie i panie! Pięknie jest nic nie robić, piękniej jest czytywać moralne i pouczające powieści, najpiękniej delektować się mojemi kronikami, ale jeszcze piękniej będzie, jeżeli jakąś godzinkę na dzień poświęcicie rozmyślaniom nad książką poważną, a głównie zaś nauki przyrodnicze mającą za przedmiot.
Znużony romansidłami, ogłupiony plotkami, oszołomiony wiadomostkami codziennego życia, orzeźwia się umysł ludzki, jeżeli skąpiemy go w tym chłodnym lecz czystym i zdrowym potoku, który się przyrodą nazywa.
Literatura lekka, jako stały pokarm, wystarcza dla półgłówków; godne więc politowania jest to społeczeństwo, które na niej tylko poprzestaje.