Strona:Bolesław Londyński - Pani Kanapka czyli burza w Pacanowie.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Kanapka. (łagodnie) Pójdę pogadać z wierzycielami... Sprobuję. (pani Kanapka szybko wychodzi na prawo).

Scena VI.
Faworek sam, potem inne dzieci.

Faworek. (siada zgryziony i pociera czoło rękoma) Ach, jaki gałgan ze mnie! Okradam... rabuję... swoją dobrodziejkę.. Przybraną matkę... Ach, nie byłem stworzony na cukiernika... Powinienem był tylko służyć w aptece... Podawać lekarstwa, olej rycynowy...
Karolek i Tadzio (wchodząc na str.) Faworek sam... To dobrze. (wchodzą Marylka i Zosia, trzymając się za ręce i śpiewając:)

„Pani Kanapka — to nasza babka,
Słodka babeczka — jak jej ciasteczka“.

Faworek. (wstaje i podnosi ręce do góry) Moja pani jest zrujnowana.
Karolek. Jakto?... Przez kogo?...
Faworek. Przeze mnie... przez was... Wyście jedli, nie płacąc... Ja jadłem. Nie chcą nam juź dostarczać ani masła, ani mąki, ani jaj, ani cukru — dostawa przerwana!
Karolek. Możeby tak podać prośbę do dostawców.
Faworek. E, to będzie za trudno, panie Karolu.