Strona:Bolesław Londyński - Błędny ognik.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dał się jej podejrzany. Ognik był przy nich, ale nagle pochylił się, zadrżał, dotknął się prawie ziemi i w tej chwili dał się słyszeć dobrze znany dzieciom, ale gniewny teraz okrzyk:
— Znowu zaczepiłem o korzenie! Kiedyż nareszcie oczyszczą tę drogę?
— Ależ to wujek Michał! zawołały dzieci i podbiegły ku niemu.
Był to rzeczywiście wujaszek Michał, powracający na rowerze z sąsiedniego majątku. Nieopodal tego miejsca, gdzie stały dziewczynki, rower zaczepił się o korzeń sterczący w ziemi i o mało się nie przewrócił wraz z jeźdźcem. Niespodziane ukazanie się dzieci, tak daleko od domu zadziwiło go.
— Co wy tu robicie o tej porze i to zdaje się same? zapytał zdziwiony.
— Przyszłyśmy po skarb, po skarb! — zawołała Józia, skacząc radośnie przy swym ukochanym wujku.
— Po jaki skarb? Co takiego — pytał wujaszek, dziwiąc się coraz bardziej.