Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zatrzymano się wreszcie w miejscowości, zwanej „zamczyskiem“.
Chłopcy ujrzeli przed sobą wzgórek, porosły staremi wyniosłemi drzewami. Na stokach krzewiły się bujnie paprocie i różne zioła; a od czystej ich zieloności jaskrawo odbijały różnobarwne kwiaty.
— Ładnie tu, — rzekł Kazio, — ale gdzie jest zamczysko? Nie widzę nawet śladów jego.
— Ślady może by się znalazły, gdyby poszukać trochę, — zauważył Janek, — przyjrzyj się uważniej, a dostrzeżesz tu i owdzie stosy kamieni. Chodźmy na wzgórek.
Zaczęto się wspinać. Z pod ziół sterczały istotnie większe i mniejsze kamienie, całe porosłe mchem. Oddawna, widocznie, leżały już tutaj.
— Ostrożnie! ostrożnie! — woła Julek, — tu pod tem zielskiem jest jakiś dół.
— Zapewne piwnice lub fundamenty tego starego zamku, który tu wznosił się niegdyś, — mówił Janek, — i w nim leżą kamienie, również stare i omszone. Hej! hej! miejsce to już dawno zostało opuszczone przez ludzi. Spójrzcie tylko, u środku dołu wznosi się dąb, a jaki wielki i tęgi. Stoi on tu już dobrych parę wie-