Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Strażnik, zbliżywszy się, z podziwem spojrzał na chłopca w uczniowskiem ubraniu, i zaraz wdał się z nim w rozmowę, skąd się tu wziął i co porabia w puszczy.
— Tak, tak, teraz to strasznie weszły w modę wycieczki młodych ludzi do puszczy. Może to i dobre, ale dla nas tylko kłopot: zaraz trzeba ich śledzić. Mało to bandytów i rewolucyonistów wśród młodych paniczów, choć niby porządnie wyglądają?... Kto ich tam odgadnie? A gdzież towarzysze pana i kierownik wycieczki? Chciałbym go zobaczyć. Może by on tu wyszedł z chaty?
— O, jego zobaczyć nie można? I on tu przyjść nie może?
— A gdzież on jest? — pytał przerażony strażnik. — może uciekł?
— Nie. On się schował w stodole?
— W stodole? zasadzka? a dużo tam ich jest?
— Trzech.
Strażnik trzepnął się po szabli, pomacał rewolwer:
— Niech-no pan ich tu poprosi; bo ja raport napiszę, a do stodoły nie pójdę.
— Kiedy oni nie mogą przyjść.
— Może ranieni? Hej, gospodarz!