Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szą, najpierw ciemno-błękitną, następnie zieloną. Pas, przypominający początkowo chmurę, stawał się coraz wyraźniej lasem i już bez trudu można było odróżnić w nim szeregi wysokich drzew i niższych zarośli, stanowiących podszycie.
— Nareszcie dojeżdżamy do puszczy, ale ja, przynajmniej dotychczas, nie widzę jeszcze w niej nic nadzwyczajnego! — zauważył Kazio.
— I to ty tak mówisz, amator poezyi i piękna? — wołał Julek: — czyż nie widzisz, jaki to olbrzymi las, jak szeroko rozciąga się przed nami! Co to tam musi być we środku?
— Tego właśnie nie widziałem jeszcze. A tymczasem las, jak las, może trochę większy od tych, co pod Warszawę.
Zatrzymano się na stacyi Hajnówka, leżącej tuż pod okazałym sosnowym borem, którą zwartą ścianę wysokich, smukłych i gibkich drzew zamykał sobą widnokrąg. Dołem czerwieniły się proste, strzeliste pnie, w górze kołysały się z wiatrem zielone ich korony.
— Może i to nie ładny las? — zapytał Julek.
Ale w Kaziu wyrobiła się zaciętość, jak to nieraz bywa w dyspucie. Odrzekł więc: