Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 23a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Maurocordato wchodząc do miasta, miał dnia 21. października 1822 z sobą 25 ludzi, Botzaris 35, a z mieszkańcami co się z nimi złączyli było razem trzystu. Główna część ludności, pewna zguby, umknęła. Kilka kapitanów radziło, by zamiast iść na niechybną hekatombę, przeprawić się szybko łódkami do Peloponezu. Jeżeli, odpłyniemy, rzekł Maurocordato, wróg przejdzie bez oporu, zajmie Moreę, a Morea zajęta, to sprawa przegrana. Co do mnie, chcę tu życie skończyć. „I ja!“ wykrzyknął Marco Botzaris. Te słowa przecięły wszelkie wahania, były one, powiada historyk Trikupi, głazem węgielnym obrony Missolonghi. W parę dni wydalono kobiety, dzieci i starców, którzy w nocy niepostrzeżeni przepłynęli między trzy okręty tureckie w największej ciszy. Z jakiemż uczuciem opuszczać musieli to rodzinne gniazdo na łup wydane?! Dzieci mające przyszłość przed sobą, starcy przeszłość, za sobą… Po większej części udali się oni na siedm wysp. Po siedmiu leciech rozłączenia Botzaris obaczył swą Chryzeis, syna i dwie córki. Szczęście krótko trwało. Opanowany smutnemi przeczuciami, postanowił wyprawić ich do Ankony pod strażą sędziwego stryja Nothi, ostatniego polemarchy Suli.
Napróżno nieszczęsna Chryzeis błagała, by jej pozwolił niebezpieczeństwa podzielić z sobą. Odkądże to, mówiła, niewiasty Suljotów opuszczają swych mężów w chwili walki? Czy już nie umieją nabić broni i ran zagoić? Marko był nieubłaganym. P. Jan Zambelios, autor tragedji „Marko Botzaris“, w Grecji wysoko cenionej, w usta Marka kładzie te dwa wiersze:

W czasie pokoju całym ja twój,
Całym dla Grecji, póki wre bój!

I tak się stało. Po wielu łzach wylanych na wybrzeżu rozstania, Chryzeis złamana moralnie z dziećmi i sędziwem stryjem odpłynęła do Italji. Rozdzierające to rozstanie w wilję walki, z samowiedzą przyszłej śmierci, nie jest że większe i piękniejsze od pożegnania Hektora z Andromachą u Skeijskiej bramy?[1]

W mieście pozostało kilku mnichów i kilkuset żołnierzy gotowych na wszystko. Gdyby Turcy w tej chwili byli uderzyli, byliby wzięli Missolonghi siłą samego krótkiego mordu bohaterów, ale nie znali stanu rzeczy i ograniczyli się na odległem ostrzeliwaniu. Oblężeni wszelkimi pozory mylili ich co do swej mocy. Uciekali się do takich środków, jak bębnienie na kilku znalezionych bębnach tureckich, które swych właścicieli dawnych oszukiwały co do liczby wojska oblężonego. Ten drobny wybieg tak oszukał Turków, ich siły nieświadomych, że Omar pasza wysłał parlamentarzy. Obaj wodzowie chwycili tę sposobność dla jak najdłuższego przewleczenia układów, sami czekając na spodziewane posiłki, zapewne tylko tureckimi okrętami wstrzymane. Marko Botzaris i Hagos Bessiaris spotkali się więc z sobą w oddaleniu strzału pistoletowego od Missolonghi. Nastąpiły trzy rokowania z kilkodniowemi przerwami, w czasie których wzajemnie się ostrzeliwano; Marko udał wreszcie, że zawiera rodzaj układu, by nie zniecierpliwić przeciwnika. Ułożono się, że prezydent, z swoimi ludźmi, Botzaris i trzysta rodzin

  1. Bramę skeijską wygrzebaną w starej Troi przez p. Schlimana widziałem, o czem później. (Przyp. tłum.)