Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 16c.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

osaczonym tym sprzymierzeńcom odwrót ułatwić, a sam idąc na ciosy, ich od ciosu zbawić. Ale i Karaiskos żołnierz honorowy, nie chciał ustąpić z placu boju, tylko przez posłuszeństwo dla wodza Botzarisa to uczynił. Dzięki atakowi bohatera Suli, w koło którego skupiła się cała waga i uwaga Turczynów, Akarnańczycy umknęli cali i mogli wrócić w ojczyste strony. W parę godzin później, Suljoci uchodząc, rzucali się wpław i tak przebywali wezbrany ulewą Inachus. Tu nowy epizod, który słyszeliśmy z ust starych inwalidów. Przypływając do brzegu, Grecy z przerażeniem ujrzeli szwadron kawalerji nieprzyjacielskiej, zęby na nich ostrzący. Botzaris spostrzegł w tej chwili wielką trzodę wołów, które uwolnione w zgiełku wczorajszej bitwy, spokojnie krążyły w około dymiących gruzów, acz zaprzężone do taboru. Rozkazał wtedy żołnierzom, by każdy czepił się wolego ogona, bodąc go równocześnie ostrzem pałasza. Woły przerażone krzykami Suljotów i boleścią, którą im kłucie szabel sprawiało, rzuciły się w rzekę z całym taborem swych uprzęży, inne zaś spłoszone, z takim impetem wpadły wraz z taborem na kawalerję, że konie spłoszone z jeźdźcami rozpierzchły się w nieładzie.
Mimo, że wyprawa na Artę nie powiodła się i właśnie dla tego, jako dowód nieustraszonej waleczności i niezłomnego wytrwania, stanowi jej oblężenia jedną z najwspanialszych kart w życiu Marka Botzaris. On powziął ten plan dzielny, który gdyby się był powiódł, Suljoci byliby zostali panami portu i brzegów Ambracji, i mogli podać rękę powstańcom Etolji, Akarnanji i Peloponezu. Pomysł więc, acz się nie powiódł, niemniej wielkim zostanie dziś rozważany spokojnie, i jest chwałą bohatera, co go powziął. A nie powiódł się jedynie w skutek nikczemnego wiarołomstwa Toxydów. W parę dni po odwrocie Suljotów, wieża Remiasa odebraną została przez Turków. Towarzyszące temu okoliczności dowodzą, jak wojownicy Epiru pojmowali swe powinności. Tylko 53 Palikarów tworzyło załogę tej wieży. Poprzysięgli Botzarisowi bronić jej do upadłego. Achmed Aga otoczył ich w 3000 ludzi. Odparty w pierwszym napadzie, uznał za stosowne wejść w układy z wodzem powstańców Timolasem. Ten widząc niepodobieństwo obrony, postanowił poddać się z amnestią i wolnością zabrania taboru. To nie uległo trudności, z radością puścili ich Turcy do domu. Zaledwo jednak doszli brzegów Acheronu, napotkali oddział Palikarów suljockich, którzy nie tylko ich rozbroili, ale wzbronili im wstępu na ojczystą ziemię skonfederowaną, tak oburzeni byli dzicy górale poddaniem wieży Remiassa; zarzucali podłość, zdradę żołnierzom Timolasa, mówiąc, że winni byli zagrzebać się pod gruzami baszty. Ci zaś nie zdołali przekonać ziomków o przesadzie ich wyobrażeń i musieli ulec rozbrojeniu.

Dekret Gerontów wydalił ich z ojczystej ziemi. Domy ich zaś zostały od góry do dołu czarno pomalowane, jakby w istocie byli pomarli, a żony ich, nie do uwierzenia! w żałobie stanęły przed sądem wojennym, by prosić o rozwód, który prawami Suli w takim razie był dozwolony[1]. Kilka

  1. Kobiety mimo dzikości gór suljockich miały ważne posłannictwo czuwania nad wzajemną zgodą mężów, by kraj nie upadał. Najgroźniejszych w tym celu używały środków. Jeżeli Suljota uderzył żonę, ulegał wielkiej grzywnie, jeźli ją zabił, winien był do śmierci dać utrzymanie tylu ludziom, ile zabita, mogła dzieci zrodzić, co sąd rozstrzygał.