Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 15a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

opanowaniu, które czyniło go panem okolicy, otwierało stosunki z flotylami hydrjockiemi i powstańcami całej Akarnanji. Po raz to pierwszy ten naród bezładny, od wieków ujarzmiony, miał zdobywać miasto i wytrzymać ogień walnej bitwy. To właśnie uśmiechało się wodzowi. Niczego nie szczędził ku temu przedsięwzięciu. Olbrzymie groty tamtejszych gór stały się arsenałem i spichrzem doraźnym, strzeżonym przez starców i mnichów. W czterech wsiach Selleidy powstały szpitale rannych. Bory Tesprocji i kantonu Rogux zostały przecięte liniami, a na drzewach porobiono drogowskazy. Na szczytach gór Amfilocji osiadły czaty, dające sygnały, i śledzące ruchy wroga z swych orlich wysokości. Wreszcie, wzmocnił Botzaris przesmyk „pięciu studzien“, i osadził załogę mogącą stawić czoło Kurschidowi Paszy Morei. Wtedy atakiem wykonanym w kierunku Wariades, odwróciwszy uwagę Seraskiera, Marko z 600 ludzi spuścił się cichaczem z Suli, dawszy hasło Chamidom na granicy kantonu Rogux.
Niestety, liczył on optymizmem szlachetnej naturze właściwym, na Albańczyków z sobą sprzymierzonych; ledwo opuścił góry, dowiedział się, że przeniewierczo na nowo rzucili się w objęcie sułtana. Wzmocniony tą klęską o tyle o ile daleki od złamania się pod ciosem, postanowił nie wracać do Suli, póki nie opanuje pewnej styczności z morzem. O własnych siłach bez podzianej pomocy nie marzył o zdobyciu Arty na teraz, przerzucił się szybko w okolicę Reniassa, położoną wobec wyspy Paxos, na wybrzeżu kędy stała starożytna Kassiopea. Po krwawej utarczce opanował tę miejscowość i osadził swą załogę; poczem zwracając się na północ i spadając tam, gdzie go się Turcy najmniej spodziewali, zdobył w Atamanji fort Plaka, z którego chciał średnicę swych działań utworzyć. W parę dni rozbił korpus idący Kurschidowi Paszy na pomoc, następnie spotkał się z Izmael Paszą w górach Olichimji, i znów go poraził. Tak odnosząc częściowe korzyści nad oddziałami, którymi Kurschid ścigać go zamierzył i ruchy partyzanckimi nękając wciąż wroga, wrócił wreszcie w góry Suli po tych gromkich zwycięztwach.
Nie sama miłość ojczyzny była mu bodźcem. Wiadomo, że cudna Chryzeis z dziećmi jego, byli zakładnikami u Ali Paszy, i że ich wyzwolenie zawisło od powodzenia chytrego sprzymierzeńca. Marko dla tej pięknej i poświęcenia pełnej niewiasty, nie posiadał się z czułości pełnej namiętnego uczucia, tak różnego od zwykłego Suljotów do swych żon stosunku. Kobiety Suli, słynne z swej odwagi, dorównywające nie raz mężom w władaniu bronią, o duszy męskiej, w której patrjotyzm, honor i nienawiść bisurmana wyrugowały wszelkie niewieście uczucia. Przeciwnie piękna Chryzeis, w Korfu wychowana, łączyła w sobie wszystkie przymioty płci swojej właściwe. Miłość jej bez granic dla Botzarisa, ciągła obawa i boleść z powodu nieustannych niebezpieczeństw, któremi on tylko oddychał, zostawiły wspomnienia w gminnych pieśniach tych okolic Grecji. Improwizatorowie Epiru przeczuli, zdaje się, ten najdelikatniejszy zakąt uczucia swego bohatera i źródło jego smutków. Śpiewali oni bohaterstwo dziewic Moscho i Chaido, ale pięknej Chryzeis poświęcili ustępy najtkliwsze, pełne rzewnej melancholji:
„Chryzeis (mówi pieśń gminna) siedzi nad litym haftem, ale jej czarne oko nie idzie za robotą: patrzy ono w chmury i śledzi ich bieg.