Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 11a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kas, namówił stu Suljotów, by się z nim z gór wynieśli, i udał się z nimi do kantonu Zalongos. Co więcej, raz spodleni, ułożyli się o kapitulację Kiaffy, mającej nazajutrz być wydaną Bisurmanom. Fotos w ostateczności zamknął się w kościele św. Wenerandy, 600 Suljotów wiernych i niezłomnych postanowili ostatnią kroplę krwi przelać, nie spodziewając się już nią nic uratować. Ali Pasza, pewny tym razem swego, z całym pośpiechem przybyły z Janiny; przeszedł Suli i Kiaffę, nie zatrzymując się, i szedł na Kanghi na czele kilku tysięcy. Dowiedziawszy się, że Fotos jest w Weneranda, zgromił za nieudolność swego syna Weli. Opóźnił szturm o 48 godzin dla wzmocnienia się, tyle grozy obudzało samo imię „Tsawellasa!“
Wreszcie 7. grudnia 1803, miał 10 000 ludzi pod ręką. W czasie nocy, Fotos, który chwili nie był bezczynnym, opuścił Kanghi z 300 Palikarów i 200 kobiet.
W pewnej odległości od fortecy, otoczył się palisadami i śmiało czekał na wroga. Turcy, z fanatyzującymi derwiszami w pośrodku, szli raźnie, raźniej jak kiedykolwiek. Rzucali bronie, by iść prędzej, pewni, że niczem tylko liczbą zdobędą wielkich niedobitków. O dziesięć kroków Suljoci przypuścili taki ogień z rusznic, że armja się cofnęła. I tak pięć razy upominani, pędzeni przez wodzów, biegli do szturmu, i cofali się zawsze! Już Klefci nie mogli strzelać z rozpalonych karabinów, poczęli więc bronić się, zrzucając z góry kamienie. Szczególna ta walka trwała od piątej z rana, kiedy ci z Suljotów, co pozostali na szczytach gór, jęli miotać na Turka bryły skał i staczające się drzewa. To wywołało walkę najwścieklejszą. Turcy padali setkami ludzi. Wreszcie, zdziesiątkowani, klnąc, cofnęli się ku Kiaffie, opatrzeni na drogę szyderstwem oblężonych i naigrywaniem głośnem ich żon. Po tej hańbie, Ali popędził na nowo do Janiny i tam zamknął się miotany wściekłością. Mimo tego, Suli trzymało się tylko tą garstką walecznych z Kanghi. W ciągu dni siedmiu Samuel, który przewidywał koniec swej misji, Tsawellas, który lubieżnie tęsknił za grobem, siostra jego Chaido, w ciele kobiecem mieszcząca nadmęskiego ducha, podtrzymywali przykładem siły towarzyszy. Dzień i noc Fotos, którym zdaje się strudziły się trudy, robił żwawe wycieczki, ale głód, gorszy od Turków, od początku groźnie wiszący nad Suli, gotował mimowolne poddanie Kanghi. Nawet wody im brakło! Nie mieli innego sposobu na ugaszenie pragnienia, jak spuszczać z 800 stopowych skał stromych pod S. Wenerandą na sznurach gąbki w łoże szumiącego Acheronu, by nabrać wody. Gąbki te miały kulę we środku dla ciężaru. Tak mozolnie wciągniętą wodę wciskali w usta mrących niewiast i dzieci. Wreszcie ośmielili się prosić Tsawella, by zawarł pokój zaszczytny. Uczynili to z miłosierdzia nad swemi rodzicami i dziećmi. Nadziei zresztą nie było żadnej. Zewnętrzna pomoc lada jaka, mogła była jeszcze ich zbawić, niestety, dzień w którym Grecja miała walczyć połączonemi siłami, był daleki. Napisał więc Tsawellas do Weli Paszy, prosząc, by mu dał wyjść z ludźmi i taborem i oddał jego rodzinę pozostałą w Janinie. Weli Pasza, nie wiedząc o ich rozpaczliwem położeniu, które z taką godnością kryć umieli, lękając się jeszcze długiej ich obrony, przystał na warunki. Na mocy traktatu obustronnie podpisanego 15. grudnia 1803, pozwolił Suljotom z życiem, mieniem i honorami