Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 07c.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i porywająca wymowa, gotowość w każdem spotkaniu wojennym, typ jego apostoła i proroka, tajemniczość jaką się otaczał, zjednały mu wpływ magiczny na umysły Suljotów. Fotos Tsawellas, obawiający się, by zniechęcenie nie zakiełkowało wypadkiem wśród garstki jego bohaterów, widział w tym natchnionym człowieku narzędzie wyższe, zesłane na utwierdzenie męstwa i ustalenie ducha Suljotów, na odmłodzenie ich zapału. Z tego powodu złożył sam dymisję wobec rodaków, a swym następcą postanowił Samuela, mężo Bożego. Pod wpływem tego oświeconego mnicha, wojna Suljotów nabrała nowego charakteru. Pod dowództwem człowieka, który się zwał sąd ostateczny“, i trąba przeznaczona do zwalenia murów Jericho“, który odwagą i surowym obyczajem stwierdzał swe słowa, a słowem entuzjazmu i mistycyzmu pełnem, dziwnie podniecał ich zamiłowanie ku wszystkiemu co nadzwyczajne, zamienił Suljotów z walczących o niepodległość i ziemię, na powołanych karcicieli islamu. Samuel, żołnierz i kapłan zarazem, porównywał ich nieustannie z biblijnym Izraelem, którego królowie byli kapłanami. Na głos proroczy Samuela, Suljoci po raz wtóry poczuli się narodem w walce przez Boga naznaczonym i wybranym[1]. Fotos Tsawellas walczył odtąd wszędzie jako szeregowiec. Niewstrzymywany obowiązkami wodza, cały oddawał się rzutom swej bohaterskiej natury. Miecz jego wtedy nabył tegoż uświęcenia, co miecz Rolanda w średnich wiekach. Bardowie o tym mieczu tylko śpiewali, a chrześcijanie już nie na Bóstwo (?), ani na świętych, „ale na miecz ten“ przysięgali. Wely Pasza napróżno woła na żołnierzy, by nie uciekali; wołają ze łzami: „To nie Delwino, ani Chormowo; to złowrogie Suli, sławne w świecie, to miecz Fotosa, rumiany krwią turecką; ten miecz skroił czarne szaty całej Albanji, płaczą nań wszystkie matki!“ Wśród lata 1803, Ali Pasza wrócił z Adrjanopola, kędy poleciał dla skarcenia Georgim Paszy, znalazł sprawę Suli w tem położeniu co i pierwej. Po tygodniu spoczynku, popędził znużonych Albańczyków do nowego oblężenia. Ścieśnieni pasem fatalnym, Klefci doznali złowrogich uczuć. Znowu brakło żywności, a wspomnienie moru przerażało najśmielszych. Poczęli w goryczy zazdrościć losu poległym. Niemniej nikt się o poddaniu nie odezwał. Ali zaproponował pokój, ale tym razem z rozkazu sułtana. Sułtan Selim III nierad potędze rosnącej Alego, widział w republice improwizowanej Suljotów, dzielne przeciw niemu przedmurze. Nie chciał, by zgniótłszy Suljotów, Ali na nowo spotężniał, i rozkazał podać im warunki łagodne. Te brzmiały: by Suljoci wygnali Fotosa, by wznieśli twierdzę dla Turków w górach i dali jej załogę z 40 Suljotów. Sądził, że to dogodzi sułtanowi, a że Suljoci je odrzucą. Postanowił zwlekać jak najdłużej te układy. Pasza, postanowiwszy do tego ich rozdwoić, użył Krzysztofa Botzaris, syn[a] Jerzego. Ten dawniej był Polemarchą i nie mógł zapomnieć, że zamiast niego po śmierci Lampra Tsawellasa, obrano jego młodego syna Fotos Tsawellasa. Sadził, że tenże potrafi sobie utworzyć stronnictwo według dawnej tradycji. Rzeczy wzięły dziwny obrót: Krzysztof (Christos) znalazł ich zebranych w najsmutniejszym nastroju. Był to jeden z tych dni czarnych i okropnych, w których pękają ze zwątpienia najdzielniejsze serca i

  1. Patrz dzieło p. Fuskos: „Psalmista z Suli“. Ateny r. 1850.