Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 07a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

są złamani na duchu, napełniali góry śpiewami i igrzyskami przez dni parę. Gdy schwytali jakich Turków, wydrwiwali ich najmocniej, proponując zamianę, np. Beja za osła, żołnierza za wieprza. Był między nimi hart ducha bohaterski i jedność, które na długo jeszcze miały oszukać niecierpliwość turecką. Było to w roku 1801, oblężenie rok już trwało. Grecy utracili przeszło 100 ludzi w jeńcach i poległych; strata niepowetowana dla ich małej ludności. Żywność się kończyła. Fotos Tsawellas (najtragiczniejszy z wielkich bohaterów od Annibala), ujrzał się w straszliwej konieczności zmniejszenia liczby gąb zgłodniałych a nieużytecznych. Tak więc oddział złożony ze starców (!) kalek (!!) i kobiet sędziwych, wyszedł zgodnie, bez najmniejszego szemrania, postanowiwszy udać się do Corfu. Turcy, czy poruszeni ludzkiem uczuciem, czy lękający się jakiego kroku rozpaczy Suljotów, puścili ich bez przeszkody z milczeniem poszanowania. Wielcy, nieszczęśni, udali się na wyspy Jońskie, przyjęci i przytuleni najgościnniej przez hrabiego Moncenigo i p. Liberal Benaki. Ostatni był synem prymasa Morei, ważnej z r. 1770 osobistości.
W parę dni Suljoci byli ogłodzeni! Tylko trawa zielona, uwarzona z szczyptą mąki, stała się żywnością tych kochanków ojczyzny i wielkich męczenników. Nie pomyśleli jednak na chwilę o poddaniu (!!!), ale dostać żywność jakimkolwiek sposobem, oto była konieczność. Zwrócili się ku Parga[1]. Mieszkańcy tego miasta, chrześcijanie jak oni, wolni jak oni, mogli im pomóc, nie lękając się Turków. Byli pod protektoratem Korfijockim. W noc okropną ciemności i słoty, Tsawellas udał się na czele 100 mężów i 60 niewiast do Parga, w nadziei dostania żywności. Wszyscy mieli zamiar raczej umrzeć, niż wrócić bez niej. Cudem przeszli przez linię turecką, niepostrzeżeniu i bez wystrzału! Przybywszy do celu, zaledwo mogli się na nogach utrzymać, tak głód i osłabienie znękały ich po tym pochodzie. Grecy przyjęli ich otwartemi ramiony, słuchając ich opowiadań z łzami uwielbienia. Przez parę dni zostawszy w Parga, byli przedmiotem najtkliwszych starań mieszkańców, a sił nabrawszy, obdarzeni żywnością bezpłatnie, jęli wracać, unosząc ze sobą błogosławieństwa litością przejętych mieszkańców rodaków. W środku postępowały niewiasty, każda niosąc ciężar 24 funtów.
Mężczyźni około stu, mniej dźwigali, by móc w razie potrzeby się bronić. Nie próżna ostrożność! 1200 Bisurmanów w linji wojskowej oczekiwało na nich, ale o dziwna! rozbrojeni majestatem tych ludzi, niosących z bohaterską odwagą żywność zgłodniałym braciom, dali im przejść w ponurem milczeniu… Wielki czas był im wracać; zaledwo poznać mogli po pięciu dniach tych wynędzniałych, których zostawili w domu. Ludność Souli, o zapadłej twarzy, rozpadłej głodem ustach, oku płonącem tą gorączką, która śmierci zamawia kwaterę, podobni byli garstce upiorów. Byliby wzięci wszyscy, gdyby Turcy byli skorzystali z tego momentu. W skutek otrzymanej żywności, ci stalowi ludzie wkrótce podnieśli się jak zwiędłe upałem kwiaty po deszczu. Selleida stanęła znowu jak jeden mąż, i mogła stawić czoło.

Ta wieść o furię przyprawiła Alego Paszę. Wezyr piorunował wyrzutami i karał żołnierzy, wyrzucając im niedbalstwo i nikczemność. Po-

  1. O 8 mil od Souli.