Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stamtąd, jak z czarnych czeluści, wyniosłem jedno krzesło akurat kulawe, i ręką nieco chwiejną ustawiłem je tuż obok kominka tak, iż znalazło się naprzeciw mnie — w chwili, gdy wreszcie z rezygnacją padłem w fotel strasznego marszałka.
W momencie tym nie zaszło nic nadzwyjnego. Skrzypnęła tylko głośniej podłoga i poczułem, że za plecami memi rozbiegają się pająki... Wstrząsnął mną dreszcz, nie wiem, czy z zimna (a było 18 stopni niżej zera), — wiem jedno, iż to wówczas zrobiłem spostrzeżenie, że lęk mistyczny jest czemś stanowczo różnem od zwykłego strachu...
Do głowy mimowoli cisnęły mi się wspomnienia z opowiadań o zjawiskach, mających miejsce w nawiedzonych domach: o migotaniu światełek, pukaniach w ściany, przesuwaniu się mebli i t. p. Objawy te nie zachodziły i nie życzyłem ich sobie, jednakże z drżeniem serca czekałem na coś niezwykłego.
Co chwila podejrzliwie rzucałem okiem na krzesło, lecz ono wciąż stało na miejscu, nie wykazało chęci do samowolnej przechadzki po salonie. Latarnia umieszczona u nóg mych na podłodze, jakkolwiek nie bardzo oświetlała pokój, nie zamierzała przecież nagle zgasnąć, jak tego ten zwykły program zjawisk nadprzyrodzonych wymagał...
W trzaśnięciu cichem, gdzieś, w półkach szafy, lub w skrobaniu w kanapie, które mych uszu