Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życowych promieni. Istoty te maczały ostrza ich w woni róż, świeżo rozkwitających na zboczach, napinały tęcze — łuki i pochylone, celując w dół, puszczały swe świetliste groty...
»Strzelają do serc ludzi w dolinie, by zatruć je czarem poezyi, świeżością górskich przełęczy i drżeniem księżycowych brzasków...« — pomyślał w duchu wędrowiec.
Zaczęła się długa aleja pomarańczowa, a po niej cyprysowa, a potem aleja z laurów, które wszystkie przebywszy, stanął mistrz przed stolicą z kryształu.
Przysłonił oczy ręką... Bo oto na dyamentowej wieży najświetniejszego z pałaców ujrzał olśniewające zjawisko.
Ujrzał zegar Słońca.
Na jasnej tarczy, wielkiej jak jezioro, zwierciedlił się błękit i zorze, a tęcze i obłoki winęły się w okrąg, w przeróżne wzory i symbole. Szczerozłote wskazówki stały na wzniosłej, idealnej godzinie.
Lecz doświadczona myśl uczonego i tu nie zdołała się oprzeć chęci poznania mechanizmu.
Nie zabrakło mu na to odwagi i wytrwałości. Więc zaczął badać misterną budowę, złożoną z samych promieni, ze złotych snów i marzeń, obracanych przez jutrznie, wijące się w koło