Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dących, porobiono w górze otwory, przez które ukazały się gwiazdy, i przez otwory te z niemałym trudem wydobyto na wierzch wszystkich ludzi i zwierzęta z saniami oraz z resztą żywności i doprowadziwszy do należytego porządku zaprzęgi, uszykowawszy się, natychmiast w dalszą puszczono się drogę.
I znowu cały naród Jurt rozciągnięty długim sznurem w ciemnościach pędził ku równinie.
Od strony gwiazdy polarnej zatliła się blado-purpurowa zorza, podobna nieco do wschodu słońca u nas w mroźny dzień w zimie. Łuna rozpłomieniała się zwolna, wybuchła i zaczerwieniła jaskrawo niebiosa. Cienie od czarnych postaci jadących kładły się długie, ruchome i biegły fantastyczne przybierając kształty — po zarumienionym iskrzącym się śniegu...
Już w oddali, w oddali, zamigotało przed jadącymi, jakby zjawisko jakieś wymarzone. Jak miraż zarysowały się nikle, nad widnokręgiem, strzeliste wierze z kryształu, fantastyczne arkady i kolumny.... wszystko to grało w poświcie zorzy północnej drżącymi tęczującymi blaskami... Już miasto jakieś dyamentowe wstawało zwolna w przestrzeni...
Już oczy jadących powoli zaczynały dostrzegać w oddaleniu jakieś niejasne kształty rucho-