Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brą nowinę, zajął się handelkiem i źle na tym nie wychodzi. Ale wszystko do czasu.
— Dobra nowina — powtarzał ze złością ojciec. — Dobra nowina, żeby on tak zdrów był.
Jankiel Zajączek ręce miał zajęte.
— Nowiny, pogłoski. Głowa od tego pęka. Żebracy roznoszą z ulicy na ulicę byle co. A kto im każe? Wczoraj przybiega do mnie Chaskiel. Co tu daleko szukać, znacie już Ajzena. I woła, że ma dobrą nowinę. W gminie leżą wypisane paszporty. Dla każdego Żyda, Żydówki po jednym i pół na dziecko. Dasz w łapę, pojedziesz pierwszy. On do mnie z tym, że mam się długo nie namyślać, tylko przez niego wyrabiać paszport i miejsce, i jeszcze przed wielkimi mrozami, w pierwszej kolejności jechać kajutą ekstra klasa z ogrzewaniem i z wodą bieżącą. Żydzie, co mówisz, ugryź się najpierw w język. Gdzie ci to wszystko naopowiadali? Jaki uczciwy Żyd w tym macza palce? A on mi na to, że w gminie. Sami uczciwi Żydzi się tym zajmują i prowadzą uczciwe rozmowy z władzami. Jaki uczciwy Żyd prowadzi z hyclami rozmowy? Od kiedy uczciwy Żyd prowadzi z hyclami uczciwe rozmowy? Nie wiesz czasem? Tak ja mu na to. Widzi, że nici. Zakręcił się, poleciał na pierwsze piętro, do Lerchów. Wasz sąsiad, ten muzykant, może da się nabrać. Kto z amerykańskim paszportem przyjeżdża do rodziny przed samą wojną? W ostatniej chwili. I zamknęli mu szlaban przed nosem. Teraz co? Ani w te, ani we wte. Muzykant? Osioł! Taki, nie wiadomo, może hyclom uwierzy. Zapłaci.
Zaległo milczenie i białe smugi oddechów przecinały się w zielonym świetle karbidowej lampy.
— A co ja im dam? Weszkę spod kołnierza? Mo-