Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ustawił chłopców nad dołem. Kazał im stanąć bliżej, bliżej... Stanęli bliżej. Rozkazał im wesprzeć się ramionami. Elijahu, Dawid i Ernest wsparli się ramionami. A że spuścili nisko oczy — wołał, żeby unieśli twarze i patrzyli przed siebie! Więc patrzyli prosto przed siebie. Kurt i Oswald zmierzyli odległość, wybrali światło, starannie fotografowali chłopców, którzy trwali tak w bezwładzie, mrużąc oczy i wyciągając do słońca szyje. Elijahu miał na sobie zniszczony kaszkiet uszyty ze starej skórki króliczej; z wiszącymi nausznikami, z połamanym daszkiem, nabity kurzem jak materac, spodobał się Niemcom wyraźnie. Kaszkiet i Elijahu został sfotografowany osobno. Potem Oswald odkrył trepy Dawida; były to holendry dłubane z jednego kawałka drewna, wyłożone gałganami i okręcone drutem tak, aby trzymały się jakoś stóp. Teraz przyszła na nie kolej. Trepy i onuczki razem z kolanami Dawida zostały sfotografowane osobno.
Stali nad dołem i byli wolni. Stali nad dołem cierpliwie i cicho, i patrzyli prosto przed siebie z lekko rozchylonymi wargami, spomiędzy których dobywały się ciepłe oddechy, a ich brudne twarze skurczone były grymasem trwogi i znużenia, chronicznego głodu. Stali nad dołem i patrzyli przed siebie psim spojrzeniem wszystkich skazanych i przeklętych, a w ich oczach, dzikich i pokornych zarazem, żarzył się ciemny płomień gorączki, która trawiła suche, bezkrwiste, wyszydzone ciała. Stali nad dołem i za każdym poruszeniem oficerów czujnie obracali swe ostrzyżone do skóry czaszki, kanciaste i nieforemne, okryte krótką szczecią i źle zaschniętymi wrzodami. Niemcy fotografowali. Głowy po-