Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak wróci do domu z nowinami, stara go nie pozna.
— Zostanie mu po Żydach jak najgorsze wspomnienie!
— Coś musi mu przecież zostać. Porcięta...
— Wypierze! O reszcie zapomni. Panowie, znacie już ten nowy kawał?
— A tego ciągle się kawały trzymają. Wal, nie zwlekaj, bo drugi front ruszy i będzie nieaktualne.
— Nie o drugim. Cały drugi front, za przeproszeniem, to kawał wymyślony dla frajerów.
— Wal, Uri.
— Pociąg międzynarodowy tym razem. Matka i córka, dwóch oficerów. Niemiec z Włochem. Tunel. W ciemności słychać gorący całus i uderzenie w buzię. Co sobie myśli matka? „Dobrze wychowałam córkę.” Córka? „No, no, nie myślałam, w tym wieku i ciągle ma powodzenie.” Niemiec? „Makaroniarz przystawia się do tej małej, w porządku, ale dlaczego ja za to oberwałem?” Włoch? „Za mało, jak wjedzie w następny tunel, cmoknę się jeszcze głośniej w rękę i poprawię z drugiej strony!”
— Faktycznie, w zeszłym tygodniu mówiłeś to samo.
— Naum, możliwe, że ty znasz moje kawały z zeszłego tygodnia, ale inni będą je powtarzać jeszcze w przyszłym roku, kiedy na tobie porośnie zielona trawka.
— Ceśka, słyszałaś?
— Słyszałam. E, stare. Jak was wykurzą z Warszawy, kupię patefon z tubą.
— A za co, sikso?

Handlowała kwasem
I pietruszką czasem.