Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ter. Weszkom zrobi się cieplej w rejonie Kurska, o co ciebie głowa boli?
— No, no. Na czołgach nie mogli wjechać do Moskwy, a im się wydaje, że wskoczą tam na łapkach mojej starej!
Deutschland siegt an allen Fronten.
Deutschland liegt an allen Fronten.
— Cicho tam, Żydu, jeszcze ci źle, że masz skórę całą i z bułką chleba do domu wracasz?
— Polikier, idź przetłumacz, szybko. Herr Wachtmeister tego ciekawy.

Roosevelt orze,
Churchill sieje,
Stalin młóci,
Hitler wieje!

— Wierszyk? Wierszyków ja nie tłumaczę, Żydu.
— Ty, Uri, nie chlap ozorem. Herr Wachtmeister od samego rana chodzi struty, miejsca sobie znaleźć nie może, bo go biorą na front. Pobił już trzech, ty będziesz czwarty!
— Panowie, bez kłótni. Ja chromolę taką politykę! Człowiek ma jeszcze pod podszewką parę mizernych złociszów, a jak od nowa zacznie się macanka, wróci do domu goły!
— Wszy nie odbiorą, ten towar zostawią. Goły nie wrócisz, najwyżej z przychówkiem.
— Kochane, rodzone wszy. Gdyby te moje „drobne” dało się obrócić w kapitał, byłbym kapitalistą.
— A tak? Giemza. I co ty, biedny, wszawy tragarzu żydowski, szwabom zawiniłeś?
— Jeszcze żyję.