Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Awrum uderzył pięścią. Raz; a potem poprawił. Chwycił Dawida wpół i sapiąc z wysiłku pragnął przerzucić za siebie. Kołysał się na sztywnych, śliskich drewniakach i każda noga rozjeżdżała mu się w inną stronę. Przewrócili się obydwaj. Awrum skoczył rozzłoszczony i żałośnie uderzył na odlew, po twarzy. A kiedy i to nie pomogło, znów chwycił Dawida wpół i wodził dokoła siebie, uważnie już szukając trepami pewnego oparcia na bruku. Odchyliwszy raptem krótkim, skośnym ruchem głowę, zadał parę szybkich ciosów „bykiem”. Dawid ugiął kolana, osunął całym ciężarem i puszczając łokcie w ruch wyrwał się z kleszczy.
— I grzech, i śmiech.
Stali w odległości paru kroków, głośno oddychając i śledząc uważnie swe ruchy, zwodniczo przebierając w powietrzu zaciśniętymi pięściami. Teraz! Dawid uskoczył za furę, kiedy Awrum ruszył do przodu. Słyszał śmiech tragarzy. To koszula Awruma, ledwo trzymająca się grzbietu, zaczepiona o deskę pękła z głośnym trzaskiem.
— Awrum, Awrum, nie daj się. W mordę go i nożem!
Szmaty fruwały po ulicy. Awrum zgubił chleb. Wpadli razem na ścianę tarmosząc na sobie resztki łachów, tłukąc się niedołężnie i bezładnie młócąc powietrze trepami; z rozpędu potoczyli się, dzwoniąc zębami na kamieniach, i znów zerwali na nogi, a Dawid chwycił Awruma za uszy i zaczął tłuc jego głową o mur, aż latała z boku na bok. Sapał; ciemno miał przed oczami, a z tej ciemności dobiegał go śmiech tragarzy i skarżący się głos:
— Za co? Za co?
Gromadził się tłum, a stary tragarz stał obojętnie wsparty na dyszlu.