Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oficyny, które zachowały się pod usypiskiem; Chaskiel-stróż przebijał dalej przejścia w ścianach piwnic sąsiedniej kamienicy i magazynów mydlarcych ulicę Krochmalną ze składami w podzieni. Mówiono, że dogrzebali się do lochów łącząmiach Hal.
Krawiec znikł w głębi suteryny, skąd rozległ się jego głos:
— Dajmy na to. Regina, dolej wody!
Potrząsnął gasnącą karbidówką.
— Aś, to jest wynalazek dwudziestego wieku. Żeby ten Hycler tak zdrów był. Masz pojęcie, co on wymyślił? Malarzyna! Przy tym każe szyć, czy przy tym można szyć? Przy tym paskudztwie nie można się nawet pomodlić. Gorsze niż szabasowa świeca, tfy, bez obrazy.
W chaosie powykręcanych szyn, rur, w zwojach kabli kołysanych wiatrem, prężąc ku chmurom ułomne kikuty kominów, których nie pochłonął ogień, wytrawiona pożarem oficyna nagi i suchy swój szkielet chyliła konwulsyjnie nad podwórkiem, obłażąc z tynków i z blaknących w słońcu tapet, piętro po piętrze, spięta fragmentami podciętych i zrujnowanych schodów, pnących się donikąd. Na pierwszej kondygnacji lustro martwo odbijało blask zachodzącego słońca i młoda brzózka zapuściła korzenie w stosie zmiażdżonych cegieł. Na trzeciej łóżko żelazne zawisło jedną nogą nad przepaścią, pod samotnym żyrandolem. Obok, w otwartej na wylot łazience, na tle pokruszonych szafirowych kafli stała wanna na swym zwykłym miejscu, łyskając bielą emalii spłukanej deszczem. A w suterynie — z widokiem na szopę Mordchaja Sukiennika — siedział majster przy krawieckim stole, nawlekając igłę. Bomba lotnicza w trzydziestym dziewiątym roku przepruła oficynę aż