Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W pierwszych dniach byli sami z sobą, potem także nie wiedli życia towarzyskiego, ale zaczęli zapraszać jedną po drugiej przyjaciółki Tomasyny. Niebawem zawrzało też w starem dworzyszczu, podobnie jak w domu dyrektora. Bezpośrednio przed ślubem i zaraz po nim, rozkochała się Tomasyna w Johnie, poprostu oszalała z miłości i czuła się bezgranicznie szczęśliwą.
Ale to uczucie nie odpowiadało jej naturze i nie było jej z niem do twarzy. Miała teraz minę roztargnioną i naiwną. Czuła to w spojrzeniach przyjaciółek, a także dostrzegała w zwierciedle. Zaczęła rozmyślać, ale zrazu odsuwała te myśli. Potem ogarnął ją strach. Usiłowała go zdławić, ale właśnie stało się przeciwnie! Przyjaciółki szeptały sobie, że znikła jej pogoda i prostota, a teraz stała się naprzemian, albo jakby nieprzytomną, albo też popędliwą.
Szczególniejszą uwagę zwróciła drobna z pozoru okoliczność. Oto nie dopuszczano żadnej z przyjaciółek dalej niż do izby mieszkalnej i kuchni, wszystkie zaś inne komnaty szczelnie pozamykano. Tomasyna śledziła ciągle, chcąc się przekonać, czy przyjaciółki jej nie śledzą.
Ale wyśledził niedługo wszystkie razem ktoś inny. Ile razy Tomasyna znalazła się z kimś sam na sam, zaraz John wtykał głowę przez uchylone drzwi i jawił się niepostrzeżenie. Naprawił i wysmarował wszystkie zamki i zawiasy, tak że drzwi otwierały się bez szmeru. Gdy spacerowała z przyjaciółką po ogrodzie, wychodził z poza żywopłotu, gdy szeptały z sobą, klął pod nosem z pasją nie pod ich adresem wprost, ale jednak w ten sposób, że spostrzegały, iż były tej złości przyczyną. Z reguły burza wyładowywała się zawsze na rzekomy, „nieporządek“ Tomasyny.