Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o tem nieraz szczerze i dlatego nie budziła śladu zazdrości. Ważną rolę grała tu również własna świadomość, że piękność jej dużo pozostawia do życzenia.
Tej zimy tańczono dużo, a Tomasyny nie brakło na żadnym balu, bo taniec uważała za największą przyemność.
Pod koniec zimy John stał się zawołanym danserem i to, jak sam mówił, wyłącznie ze względu na Tomasynę. Nie zastanowiło jej to wcale, bo wiedziała, że form towarzyskich nie można do Johna stosować, jak do innych. Był on niezwykle swobodny w wyrażaniu zapatrywań.
Zaciekawił ją jako człowiek niezwykły i zgoła nowy, ale traktowała go jak innych, ani unikając, ani też nie mdlejąc, kiedy w jej obecności używał mocnych słów, czy nawet klął. Śmiała się z tego, jak inne dziewczęta. Nie miała żadnej znajomości ludzi, gdyż trudno jej nabyć, wędrując z jednej uczelni do drugiej, nawet gdyby to miało miejsce po różnych krajach świata.
Niebawem zaczął John bywać w domu dyrektora. Wiedział, kiedy Tomasyna ma czas wolny, kiedy udaje się na przechadzkę, i wszędzie jej towarzyszył. Starała się, by nigdy nie byli sam na sam, ale odwiedziny te były jej nawet miłe.
John opowiadał Tomasynie i jej przyjaciółkom zajmujące, często też wzruszające historyjki. Raz opowiedział o tem, jak znalazł na wrzosowisku gromadkę kuropatw, ledwo opierzonych, i, schwytawszy jedną po drugiej, zabrał do domu. Sposób przedstawienia tego drobnego wydarzenia był tak świeży i barwny, że dziewczętom łzy napełniły oczy. To mu dawało natchnienie i najdziksze jego fantazje nabierały w takich chwilach tou uczuciowego.