Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

blada i trzymała się kurczowo ramienia ojca, ale słała uśmiechy i ślicznie wyglądała w nowym, uroczym kostjumie podróżnym i kokieteryjnym kapelusiku. Było jej nawet do twarzy ze śladami łez.
Podniosły się znowu okrzyki ku czci narzeczonej i konsula. Byli tu sami niemal nieznajomi i przeważnie mężczyźni. Wkońcu zobaczyła panią. Gröndal i siostry Fürsta. Zbliżył się Wingard, dostała kwiaty, witano ją, krzyczano: hura, ze wszystkich stron dochodziły radosne słowa powitania, kwiaty i jeszcze kwiaty. Nie mogły się pomieścić w powozie. Przed czternastu miesiącami była tu, w porcie wraz z Torą,... teraz czasu jej nie stało, by o tem pomyśleć. Powitanie uznała za wspaniałe, ponad wszelki opis wspaniałe i wzruszające...

∗             ∗

Następnej nocy, po drugiej, zjawił się w alei, wiodącej do szkoły, jednokonny pojazd. Siedziała w nim zawoalowana kobieta z dzieckiem w ramionach. Czekano na nią. Tomasz zszedł zaraz, powitał ją i wprowadził. Na schodach stała pani Rendalen. Wzruszające do głębi było to powitanie.